 
  Beata Rajba
 Beata RajbaPierwszy dzień szkoły lub nowa szkoła, a nawet początek nowego roku dla wielu dzieci i rodziców powinien być radosnym wydarzeniem, ale często naznaczony jest zdenerwowaniem, pośpiechem, a nawet lękiem. Co gorsza, nie tylko po stronie rodzica, ale i dziecka.
Maluch nie tylko znajduje się w nowym dla siebie otoczeniu, w zgiełku i tłumie, co szczególnie bardziej introwertyczne dzieci może wyczerpywać i przestymulowywać. Szukając wsparcia i oceny sytuacji bardzo uważnie obserwuje emocje taty czy mamy i wyczuwając ich zdenerwowanie samo zaczyna się niepokoić.
Każda zmiana, nawet taka na lepsze, wiąże się ze stresem. To absolutnie naturalna, fizjologiczna reakcja naszego organizmu, mająca za zadanie przygotować nas do wyzwania: zwiększa się siła mięśni, oko wpuszcza więcej światła przez źrenicę, wiec lepiej widzimy. Podnosi się też poziom cukru we krwi, więc tkanki są dobrze odżywione i lepiej przygotowane do działania. Niestety długotrwałe lub zbyt silne napięcie działa wręcz odwrotnie – wyczerpuje, paraliżuje i buduje negatywne skojarzenia.
W głowach zestresowanych rodziców pojawiają się niekoniecznie dobre wspomnienia z czasów szkolnych. Najczęściej ich stres nie jest związany z teraźniejszością i nie wynika z trudności w funkcjonowaniu dziecka, a właśnie ze stereotypów i złych doświadczeń. Pojawia się wówczas pokusa, żeby „przygotować dziecko” poprzez opowiadanie mu strasznych i smutnych historii z własnego dzieciństwa. Tymczasem to najgorsze, co rodzic może zrobić, bo jedyne, do czego przygotowuje dziecko, to zauważanie negatywnych aspektów sytuacji.
Stres jest tym większy, im większa zmiana jest niewiadomą lub gdy postrzegamy ją jako zagrożenie. Zadaniem rodzica jest zaś przygotowanie dziecka do tego, by weszło do szkoły z podniesioną głową, bez lęku, kładąc nacisk na to, jak sobie dobrze radzi, a nie na niedogodności, porażki czy możliwe przykrości.
Jak się za to zabrać? Przede wszystkim zaakceptować stres jako naturalną reakcję na ważną i dużą zmianę w życiu całej rodziny, ale też starać się go zmniejszyć do optymalnego poziomu, który mobilizuje, zamiast paraliżować. Najlepszą metodą jest przygotowanie się na ten ważny dzień.
W przygotowanie warto włączyć dziecko, ale nie jako biernego odbiorcę, któremu my wszystko kupujemy i przygotowujemy, a jako osobę współdecydującą. Niech samo wybierze sobie zeszyty, piórnik, kolor plecaka czy obrazek na worku na obuwie. Niech spakuje z nasza pomocą tornister i razem z rodzicem przygotuje wieczorem zawartość pudełka śniadaniowego. Niech wybierze, jaką zabawkę chce zabrać do szkoły czy przedszkola – misia, słonika „na szczęście”, odstresowującego zgniotka lub ulubiony kocyk. Może pomóc w prasowaniu galowego mundurka, a także wybrać sobie spośród kilku dopasowanych do pogody i okazji ubrań te, które założy następnego dnia.
Takie traktowanie dziecka jako osoby wystarczająco dojrzałej, żeby podejmować decyzje o sobie uczy je samodzielności, ale też daje poczucie wpływu, odpowiedzialności, a także poczucie, że rodzic mu ufa. Może nam się wydawać, że w przypadku przedszkolaka nie jest to aż takie ważne, jednak liczne badania i praktyka kliniczna pokazują, że poczucie sprawczości, samodzielności i wpływu może stanowić jeden z czynników chroniących przed depresją i zaburzeniami lękowymi, na które cierpi nawet 1 na 5 nastolatków w Polsce. Już w wieku 5-8 lat oddanie dziecku części odpowiedzialności decyzyjnej sprawia, że mniej się ono złości i buntuje, bo odczuwa mniej frustracji, bezradności i przymusu.
Drugim ważnym elementem przygotowania jest rozmowa – warto opowiedzieć dziecku, jak będą wyglądały pierwsze dni w szkole, sprawdzić wraz z nim plan lekcji. Kluczowe jest jednak zapytanie go, czy coś go niepokoi. Przestrzeń do wypowiedzenia swoich lęków, bez poczucia ocenienia czy zbagatelizowania, sprawi, że dziecko nie tylko poczuje się zrozumiane i wysłuchane, ale też będzie wiedziało, ze w razie problemów może przyjść do rodzica, bo ten zawsze je wysłucha i wesprze.
Jeśli dziecko przeżywa silny lęk, można spróbować skierować jego uwagę ku pozytywnym aspektom sytuacji, np. „wyobraź sobie swoich nowych przyjaciół. W co się z nimi będziesz bawił?”, ale też chwalić za to, z czym sobie radzi („świetnie spakowałeś tornister!”). Chwaląc opierajmy się raczej na faktach, doceniajmy zaangażowanie i efekty, a nie etykietujmy dziecko. Samoocena opiera się o konkrety, o to, co dziecko umie i z czym sobie radzi.
Wreszcie wisienka na torcie – zaplanowanie, jak uczcimy ten ważny etap wchodzenia w dorosłość. Może lody albo kino? Niech to będzie święto dla całej rodziny i niech nasze dziecko w tym wyjątkowym dniu poczuje się ważne, zauważone i docenione.