Kontrola rodzicielska
Beata Rajba
Psycholożka, nauczycielka, terapeutka EMDR

Kontrola rodzicielska, a samodzielność dziecka. Ważny krok w rodzicielstwie

Fastman i Ortiz, dwaj badacze specjalizujących się w zaburzeniach lękowych u dzieci, zaproponowali niedawno absolutnie rewolucyjne podejście terapeutyczne oparte o… samodzielność. Dla psychologów nie jest żadną tajemnicą, że tzw. doświadczenia korygujące potrafią sprawić, że dziecko udowadnia samo sobie, że nie ma się czego bać, że sobie radzi i jest dzielne.

Ich podejście było zaskakująco proste – dać bezpieczny margines swobody, pozwolić na wykonywanie bez udziału rodziców atrakcyjnych zadań, niekoniecznie bezpośrednio związanych z treściami dziecięcych lęków. Zwracali jednocześnie uwagę dziecka na pozytywne aspekty doświadczenia, takie jak możliwość kupienia sobie czegoś samodzielnie czy satysfakcję płynącą z poradzenia sobie. Doświadczenia te budowały poczucie sprawczości i siły, które sprawiało, że dziecko przestawało się bać tego, co budziło u niego lęk.

Wnioski z ich badań stanowią doskonałe podsumowanie tego, co klinicyści obserwują od mniej więcej dekady – stopniowego ograniczania wolności i niezależności dzieci, coraz większego zakresu kontroli nad nimi. Nie bez przyczyny „trzymanie pod kloszem” uważane jest za jedną z podstawowych przyczyn zaburzeń psychicznych młodzieży, która z braku doświadczeń sprawdzenia się i radzenia sobie z porażką nie jest w stanie zbudować zaufania do siebie ani poczucia sprawczości.

 

Czym charakteryzuje się kontrola rodzicielska?

 

Wachlarz zachowań kontrolujących rodziców jest bardzo duży i wykracza poza zwykłe użycie aplikacji kontroli rodzicielskiej, mających pozwolić na awaryjne zlokalizowanie czy blokowanie niebezpiecznych stron. Niektórzy rodzice sprawują kontrolę absolutną – muszą każdorazowo wiedzieć, co dziecko robiło, gdzie było i z kim, nie pozwalają na samodzielne wyjścia. Bywa, że podsłuchują dziecko w szkole.

Robią również ogromną krzywdę wyręczając dziecko – odrabiają za nie zadania (daj, tata zrobi to lepiej!), nie angażują w obowiązki domowe, usługują, planują dzień, bronią w niewinnych nawet sporach z kolegami czy wobec nauczyciela w sytuacji, w której dziecku nie dzieje się krzywda.

Oczywiście nie ma w tym złej woli, a bardziej lęk. Rodzice, którzy sami mają złe doświadczenia, albo chcą być doskonali i traktują dziecko jak swoją wizytówkę, usiłują ochronić je przed goryczą porażki czy odrzucenia. W praktyce jednak uczą je myśleć w kategoriach nie „tata i mama się troszczą”, a „nie poradzę sobie bez taty i mamy, jestem bezradny we wrogim świecie”.

Profilaktyka problemów psychicznych, które dotykają dziś 1 na 5 nastolatków, zaczyna się… w przedszkolu. To w wieku 3-5 lat zaczynają się kształtować filary pewności siebie, które następnie dziecko rozwija, by w końcu stać się zdrowym, gotowym do życia dorosłym. Jej podstawę stanowi poczucie sprawczości wynikające z samodzielności, autonomii i możliwości współdecydowania o sobie.

 

Nauka samodzielności dziecka – od czego zacząć?

 
  • Po pierwsze słuchać i uważnie obserwować dziecko. Oczywiście czasem dzieje się coś naprawdę złego, co wymaga interwencji rodzica, ale najczęściej dziecko samo nam mówi, kiedy potrzebuje pomocy. Zdarzyło mi się niedawno obserwować mamę berbecia, który często upadał biegając po placu zabaw. Matka czekała… Biegła je pocieszyć tylko wtedy, gdy zaczynało płakać. Naraziła się z tego powodu na nieprzychylne komentarze innych rodziców, a jednak miała rację! Jej dziecko najczęściej wcale nie płakało, a podnosiło się szybko, przesyłało jej uśmiech i biegło dalej. Uczyło się sobie radzić z chwilą przestrachu i porażką.
  • Po drugie, zostawiać dziecku przestrzeń na radzenie sobie. Gdy maluch przychodzi do nas, chcąc się poskarżyć na nauczyciela czy kolegę, niekoniecznie oczekuje naszej interwencji, zwykle szuka tylko wsparcia i wysłuchania. Warto dać mu możliwość samodzielnego wyboru, pytając, jak chce rozwiązać problem i czy potrzebuje naszej pomocy.
  • Po trzecie – nie wyręczać i nie chronić przed konsekwencjami, oczywiście w bezpieczny sposób. Dziecko nie nauczyło się do klasówki, a nie jest zagrożone z przedmiotu? Jeśli dostanie jedynkę, nauczy się, że jego wybór ma konsekwencje. Jeśli rodzic zrobi zadanie za niego, nauczy się jedynie, że nie musi brać odpowiedzialności za swoje oceny, bo rodzic je uratuje. Tylko jak długo? Porażki są równie ważnym elementem nauki, jak sukcesy – nie tylko uczą odpowiedzialności i uważności, ale też radzenia sobie z trudnymi emocjami.
  • Po czwarte, przyzwyczaić do obowiązków domowych. Dom to nie hotel, a rodzice nie są służbą. Dziecko, które wszystko dostaje na tacy, za które wszystko robimy, uczy się jedynie, że mu się należy, i wyrasta na egoistę, który nie będzie umiał funkcjonować w związku, bo będzie oczekiwał, że ktoś inny zrobi za niego pranie czy zakupy.
  • Chwalić, ale w przemyślany sposób. Etykietując dziecko, mówiąc mu „jesteś fajny, mądry, miły” dajemy mu informacje o sobie, jednak bez namacalnych dowodów. Znacznie lepiej działają pochwały oparte o fakty: „świetnie sobie poradziłeś z tym zadaniem!” czy „to było odważne, że wyszedłeś na scenę!” – budują one poczucie sprawczości i pewność siebie dziecka i uczą je zwracać uwagę na sukcesy, nawet te drobne i niepełne.
  • Wreszcie zaufać szkole. Nie jest to miejsce idealne, bo nie powinno takie być, jeśli ma przygotować do życia w nieidealnym świecie. To przestrzeń, w której uczeń funkcjonuje bez lub prawie bez kontroli rodzicielskiej, w której może odnosić sukcesy, rozwijać się, ale też mierzyć się z porażkami, uczyć rozwiązywać konflikty z rówieśnikami i stawiać granice, funkcjonować w grupie rówieśniczej i przełamywać lęk. Wszystko w bezpiecznym otoczeniu, pod okiem i opieką nauczyciela. Jeśli rodzic będzie interweniował z błahych powodów, będzie też zabierał dziecku możliwość doświadczenia samodzielności, poradzenia sobie i zbudowania tego, co stanowi największe wyzwanie rozwojowe – poczucia, że samo jest w stanie sobie poradzić.